Wczoraj wracając do naszego hoteliku, co chyba jest nadużyciem w świetle prawa europejskiego, prawie pogryzł mnie pies. Ponieważ aby dostać się do nas trzeba się przebić przez małe zapory z piasku, jakimś cudem nie zauważyłem psa leżącego idealnie na środku wejścia. ku przerażeniu przede wszystkim psa, potem mojemu i Sylwii wszedłem w niego jak byłby kolejnym workiem z piasku do przejścia. Tylko fartem nie zostałem ugryziony przez tajskiego kundla zestresowanego powodzią i chodzącymi po nim turystami. Szczęśliwie dotarliśmy do pokoju gdzie sylwia poległa po 15 minutach a ja nie mogłem zasnąć chyba do pierwszej w nocy. Cala noc niestety nie spalismy dobrze przez jetlag. Proby dobicia sie sluchajac jakiegos audiobooka daly skutek u sylwi... ja zasnalem o 6 chyba dopiero. Wstalismy o 9 i oddalismy pranie, fajnie z tym pytaniem bo 30 bachtow za 1kg :) dzisiaj robimy dzień zwiedzania...
Zaczęliśmy zwiedzanie od Wat Saket Golden Mount bo był najbliżej.niesamowite widoki na panoramę miasta. Potem pojechaliśmy do ambasady kambodży po wizy. wydawało nam się ze taksówkarz chce nas oszukać bo jechał w całkowicie nie ta stronę, przynajmniej tak nam pokazywała nawigacja. mieliśmy adres z internetu plus poi w nawi również podawała inny adres. Zaskoczyło nas więc jak w całkowicie innym rejonie miasta faktycznie dojechaliśmy do ambasady. Okazało się później ze od 2 lat jest w innym miejscu i nie wszędzie o tym wiedza. Pech chciał ze przyjechaliśmy dokładnie o 12 kiedy zaczyna się przerwa do 14. W mailu z piątku nie raczyli napisać o przerwie podając godziny otwarcia:) znudzeni czekaniem poszliśmy na drugie śniadanie gdzie zjedliśmy mega ostre pyszne owoce morza.po odebraniu wizy pojechaliśmy do centrum przejechać się skytrain. Dojechaliśmy do centrum handlowego z największym w azji oceanarium. po prostu czad!! Szkoda pisać zobaczycie na zdjęciach...rekiny takie jak na discovery ;). zrezygnowaliśmy już z china town zostawiając ja sobie na jutro wraz z pałacem króla. Udało nam się kupić kartę sim i wracając spróbowaliśmy tuktuk. To cud ze jeszcze żyjemy! Taksówki nie mogliśmy wziąć bo twierdzili ze za duże korki aby jechać na Khao San. Oczywiście za normalna stawkę:) za 200 to chcieli i korki im nie przeszkadzały. wieczór spędziliśmy planując i kosztujac zakupione wcześniej owoce. Przed spaniem poszliśmy na masaż powołanych stóp. Tak tak !tu jest raj:)