Jedziemy do kambodży. Wstaliśmy o godzinie 6 rano bo mieliśmy umówiony autobus że o 7 po nas będzie. Niestety nie przyjechał.ponieważ nie miał wystarczająco dużo chętnych powiedzieli przez telefon że będą o 8.trochę szkoda tej godziny spania ale trudno. O 8.20 byliśmy w autobusie. O 13 na granicy. Sama granicą wygląda dużo lepiej niż nam się wydawało że będzie. Widać że szmal z turystyki daje im możliwości na zmiany. Przeszliśmy gładko przez kontrole i nie daliśmy się nabrać na patenty o których czytaliśmy. Mieliśmy bezpośrednio kontakt z pseudo kwarantanną gdzie wciskali turystom kit że trzeba ja przejść. Przeszliśmy jak burza przez naganiaczy autobusowych i ruszyliśmy droga w sumie nie wiedząc dokąd:) szukaliśmy przystanku autobusowego mekong express z przewodnika. Po przejściu z plecakami jakieś 1km coraz bardziej zaczęliśmy się zastanawiać dlaczego nie widzimy przystanku. Cała drogę jechała za nami powoli taksówka i namawiał nas gościu że zawiezie nas do sieam reap. Po kilometrze zobaczyliśmy policję turystyczną. Zapytaliśmy policjanta czy ten taksówkarz co nas namawia to jest legalny z licencja bo wcześniej czytaliśmy żeby tylko takiego brać. Policjant potwierdził i mimo że nie było to przekonujące wsiedliśmy do taxi. Kwota jaką ustaliliśmy top 1000 batów. Więc taniej niż przewodniki mówiły. Po drodze trenowaliśmy w dziwnej stacji benzynowej bo i podziwialiśmy widokiDojechaliśmy do naszego guesthouse o nazwie Home sweet home bardzo miły pan poinformował nad że nie ma jednak pokoju dla nad który zarezerwowaliśmy za to ma drugi hotel i tam nawet lepszy pokój i faktycznie tak było.w finale mieszkamy w tom and jerry hotel :) głodni i idziemy na miasto zwiedzać... I coś zjeść.
Zmieniliśmy kraj a więc i przewodnik. W tajlandii używany lonely planet w wersji angielskiej i bardzo go polecamy. Do kambodży kupiliśmy national geographic i już wiemy że to zły wybór. Strasznie nie praktyczny chociażby dowodem jest nasze.poszukiwania autobusu z przewodnika.