Caly dzien jak prawdziwi harlejowcy jezdzilismy po okolicy... dojechalismy w okolicy Ko Samet i widzielismy wyspe z pieknej perspektywy z gory... oswoilismy sie juz ze skuterem i Sylwia nie panikuje. Jak zmieniamy pas ruchu to macha rekami i robi za kierunkowskaz. Niesamowite jest tankowanie... na fulla za 80 batow (weszlo jakies 2,5 litra) czyli jakies 8 zika ... a w polsce slyszelismy ze paliwo za 6zl za litra. Po poludniu zatrzymalismy sie w restauracji na plazy i wylegiwalismy sie tam jedzac pysznosci jakie moze nam zaoferowac tajska kuchnia... duuuuzo owocow moza. Widzielismy i dotykalismy slonia!!! na plazy chodzil taki maly 1 rok mial i mozna go bylo karmic. Wieczor spedzilismy na balkonie u Eli i Petera grajac wszyscy wspolnie w tysiaca. Sylwia poznala zasady bo nie grala w to nigdy, po czym prawie wygrala... no ale Ela okazala sie najlepsza. Wieczor oczywiscie przy piwie Chang...